Moja przygoda z językami obcymi

by - 11/07/2018






Ostatnio się zastanawiałam, czy w Polsce nie działa jakaś tajna organizacja, która nie dopuszcza do tego, aby dzieci w szkole NAUCZYŁY SIĘ języków obcych. Może istnieje jakiś spisek, przez który nauczanie języków w szkołach jest takie jakie jest. Jako trybik w maszynie systemu edukacji wydaje mi się, że mogę się wypowiedzieć na ten temat.

Przez większość mojego życia język Szekspira został mi skutecznie obrzydzony, dzięki czemu angielski przez większość czasu był moim znienawidzonym przedmiotem. Na początku liceum pokochałam naukę angielskiego. Oczywiście nie dzięki szkole. 


Jak wyglądała moja kariera uczennicy podczas lekcji angielskiego?


Zacznijmy od przedszkola. Miałam tam zajęcia, na których nauczyłam się jednego słóweczka. Orange. Tyle i aż tyle. Z tym bogatym zasobem vocabu poszłam do podstawówki, gdzie było już tylko gorzej.


Miałam dwie nauczycielki. Z jedną rysowaliśmy obrazki na jej kółko z angielskiego. Kolejna opowiadała nam po polsku historię swojego życia. Z 45 minut zajęć zostawało około 10. Jako, że przez pierwsze lata szkoły podstawowej nie chodziłam na zajęcia dodatkowe z angielskiego to miałam takie zaległości, że kiedy chciałam już na nie zacząć uczęszczać to musiałam być w grupie z młodszymi ode mnie dziećmi. Kończyło się to na tym, że kiedy ja kończyłam zadanie, to one dopiero co kończyły czytać polecenie. Obecnie, próbowałabym podciągnąć się do grupy o wyższym poziomie, ale wtedy po prostu nie umiałam uczyć się angielskiego. Dodatkowo, po prostu go nienawidziłam.Nie czytałam po angielsku, słuchałam tylko polskiej muzyki. Mój bojkot na ten język był całkowity. Dopiero pod sam koniec gimnazjum zaczęłam trochę słuchać Metaliki, ale głównie dla muzyki. Na angielski byłam po prostu obrażona.


W gimnazjum byłam w "tej słabszej" grupie z angielskiego, eufemistycznie nazywanej średniozaawansowaną. Nie cierpiałam tego oczywiście. Podręcznik był beznadziejny, nie byłam w stanie zrozumieć present perfect i był dla mnie najdebilniejszą rzeczą na świecie. Pamiętam rozmowę z moim kolegą, który powiedział mi, że jest coś ok. 16 czasów czy tam struktur. On je znał. Ja znałam present simple i present continous, które mi się myliły dodatkowo. No i trochę past simple.


Chciałam iść na kurs. Miałam test kompetencji językowych. Gramatyczny zdałam na około B1 (ale mój poziom był słabszy na pewno). Speakingiem wykazałam się w takim stopniu, że osoba, która sprawdzała moje wyniki musiała skonsultować się z nativem bo rezultaty były tak różne. Podczas rozmowy wydusiłam z siebie coś w rodzaju "I like sleeping." i to chyba tyle. Byłam na poziomie 10 latka i musiałam znaleźć sobie zajęcia z prywatnym nauczycielem. Po wielu perturbacjach trafiłam na miłą nauczycielkę. Często się śmiała, że łamię jej serce, kiedy mówiłam jak bardzo nie cierpię angielskiego. Kiedyś dała mi tekst Metaliki do przetłumaczenia i omówienia. Jednak to nie zmieniło prawie nic w moim postrzeganiu tego języka. Angielskiego nie cierpiałam i był to jedyny przedmiot, z którego groziło mi 3 na koniec roku. Na ostatnim, decydującym teście ściągałam i udało mi się dostać czwórkę na koniec. Mimo tego, że mój wtedy-przyszły-jeszcze-chłopak dał mi korepetycje w bibliotece. Najgorsze było to, że wiedziałam, ze znajomość języków obcych jest ważna. Uczyłam się też niemieckiego i on mi jakoś wchodził. Tylko ten angielski nie.


A potem poszłam do liceum. I co się stało, że jakiś czas temu nawet rozważałam podjęcie studiów na filologii angielskiej? Zadziałało to dwutorowo.Trafiłam do grupy z dwiema godzinami angielskiego i czterema niemieckiego. Rzuciło mi się to trochę na ambicję- wiedziałam, że te dwie godziny to malutko. Chciałam trochę pouczyć się sama. Dodatkowo, miałam coraz lepszy kontakt z moją nauczycielką. Starałam się z nią rozmawiać po angielsku, ale nie wychodziło mi to.Wszystko jednak się zmieniło, kiedy zaczęłam się uczyć sama. Nauka języków stała się moją pasją. Potrafiłam siedzieć kilka godzin i po prostu się uczyć. W pół roku z tego baaardzo słabego B1 przeszłam na B2. Teraz wydaje mi się, że mam mniej więcej C1. Jednak nie jest to najważniejsze. Najlepszą rzeczą było to, że zrozumiałam, jak mogę się uczyć. Poznałam techniki, które się u mnie sprawdzają i po prostu pokochałam odkrywanie języka obcego. Jestem dziwolągiem, bo interesuje mnie gramatyka. Lubię się jej uczyć i ją rozumieć. Nakupowałam sobie miliony podręczników. Kocham kupować nowe podręczniki.


Dlaczego o tym wszystkim piszę? 

Przez moją przygodę z językami nauczyłam się tego, jak się ich uczyć. Szkoła to najgorsze miejsce, gdzie można to robić. Liceum też nic mi nie dało. Chociaż nie przeszkadzało. Teraz! w ostatnim roku mojej edukacji mam dość kompetentną nauczycielkę i czuję, że faktycznie mogę z tych lekcji skorzystać. Na 12 lat edukacji tylko jeden jest w miarę OK. Szok. Na moim blogu chciałabym się z Tobą podzielić swoimi radami na temat nauki języków obcych. Dodatkowo mam taką radę, już na wstępie:

1.Jeśli masz dziecko to od malucha zapisuj je na zajęcia z języków.
2. Nie ma co liczyć na to, że szkoła nauczy Cię języka obcego
3. Nawet jeśli chodzisz na kurs to bez samodzielnej nauki i tak daleko nie zajdziesz
4. Jeśli jest możliwość dwujęzycznej szkoły to bierz od razu.

You May Also Like

0 komentarze